Miej wątpliwość.


Masz dwadzieścia pare lat, może trochę mniej, może ciut więcej. Mieszkanie wynajmowane albo własne, w pakiecie z kredytem. Masz psa, kota, dziecko. A może tylko upierdliwego współlokatora, który rano podkrada Ci mleko do kawy? Masz pracę, może w sporej korporacji, gdzie wszyscy pomału rośniecie na drugiego Steve'a Jobsa, podlewani codzienną dawką obowiązków, nawożeni biurokracją. Masz możliwości. Masz przed sobą całe życie. I tylko nie masz jednego. Nie masz wątpliwości.


Jest niedziela, lato, upał! Wewnątrz kościoła jest już trochę chłodniej. Facet stojący na ambonie, ubrany w śmieszną sukienkę, odprawia ten sam rytuał. Po mszy wracasz do domu. Na półce leży książka, która mówi ci co jest dobre. Gdybyś mimo to nie zrozumiał, przypomną ci w telewizji, w gazecie. Seks przed ślubem to grzech. Nie rozważasz dlaczego, co złego jest we współżyciu dwojga odpowiedzialnych ludzi, wiedzących, że efektem może być dziecko i liczących się z tym. Przeklinanie to też grzech. Nie myślisz o tym dlaczego, skoro przekleństwa to tylko umowne słowa. Gdyby trochę nagiąć przeszłość w momencie, kiedy się formowały, dzisiaj moglibyśmy spowiadać się z  " o, serwetka!" zamiast z soczystej, polskiej " kurwy".
Wierzysz w tą swoją religię. A może jesteś ateistą i wierzysz, że Boga nie ma? Nie czytasz o tym książek, nie myślisz na ten temat, siedząc wieczorem przed domem- tylko ty, papieros w ręce i nieskończenie wiele gwiazd nad głową. Nie przejmujesz się. Zazdroszczę ci.


Plotkujesz z koleżankami. W dłoni zimne piwo z sokiem, w ręce Marlboro light, na ustach oprócz czerwonej szminki- oskarżenia. Winna ma na imię Anka. Popełnione przestępstwo? Szósty facet w tym miesiącu. Wyrok? Lincz publiczny. Chłosta słowna- " suka", "szmata", "kurwa". Karę należy powtórzyć codziennie. Uświadomić każdego jaka z niej dziwka. Nie myślisz o tym, że A ma prawo do życia własnym życiem, że jej faceci to jej sprawa, że trafia na beznadziejnych gości a w przeciwieństwie do ciebie, potrafi zostawić ich zanim zrobią jej krzywdę.  Nie myślisz o tym, że Anka dopiero co wyplątała się z patologicznego związku, że potrzebuje odetchnąć, pobawić się. Nie myślisz o niczym. Jesteś przekonana, że postępujesz słusznie. Nie masz wątpliwości. Zazdroszczę ci.

Idę przez miasto, kilka miesięcy temu. Podchodzisz do mnie, prosisz o podpis, który ma pomóc Ruchowi Narodowemu w kandydowaniu do Europarlamentu. Opowiadasz mi wszystko w co wierzysz. W twoich oczach płonie zapał, chociaż usta ciągle się jąkają. Nic dziwnego, jesteś młody, jeszcze krępuje cię rozmowa z obcą dziewczyną. I kiedy tak mówisz mi o swoich ideałach, dzielisz mój świat na czarne i białe a w twoich oczach błyszczy fanatyzm, ja już wiem, że zrobisz wiele dla swoich poglądów. Pójdziesz dla nich na marsz, wyniesiesz jednego człowieka na piedestał a innego zrównasz z błotem. Dla swoich poglądów będziesz aktywnie brał udział w różnych akcjach, będziesz przekonywać innych, że masz rację. Tylko jednego nie będziesz robił. Nie będziesz miał wątpliwości. Zazdroszczę ci.

Pijesz poranną kawę, przeglądasz internetową dyskusję, postanawiasz wziąć w niej udział. Piszesz swoje dwa zdania. Ktoś odpisuje. Piszesz znowu. Wiesz, że masz rację. Nigdy nie przyszło ci do głowy, że gdybyś chwilę pomyślał, mógłbyś bez problemu obalić własną teorię a na jej gruzach zbudować nową. I ją też obalić. Myślę o tym często, w swojej głowie obalam jedną tezę za drugą, patrzę jak ścigają się niczym odbicia w dwóch, ustawionych naprzeciwko siebie lustrach. Myślę, że skoro mogę przekonać samą siebie do wszystkiego i do wszystkiego samą siebie zniechęcić, to nigdy nie dojdę do prawdy.
Za dużo myślę. Każdy mi to mówi ale jeszcze nie udało mi się znaleźć tego magicznego przycisku " off" z tyłu głowy. Więc myślę dalej. Kłócę się sama ze sobą, czekając aż wywiozą mnie stąd w gustownym białym kaftanie, do miejsca gdzie klamki w drzwiach są już luksusem.
Ty tak nie masz. Nie masz wątpliwości. Zazdroszczę ci.

Jak wygrać kłótnię w internetach?


  Każdemu z nas chociaż raz podczas internetowej sprzeczki, widząc bogatą argumentację oponenta ( bogatą głównie w głupotę) zdarzyło się mieć ochotę strzelić sobie soczystego facepalma. Klawiaturą w twarz. Jednak z racji, że makijaż był za drogi, postanowiłam stworzyć dla was prostą taktykę jak wygrać spór w internetach. Stworzyć to chyba za duże słowo, przecież miliony osób posługują się nią na codzień, odchodząc potem od komputerów przeświadczone, że promieniują mądrością bardziej niż przeciętny były mieszkaniec Czarnobyla.

Krok 1: Nie czytaj ze zrozumieniem.


Czytanie ze zrozumieniem jest dla słabych! Zwłaszcza przeczytanie czyjeś wypowiedzi dwa razy i przeanalizowanie co dokładnie autor miał na myśli i czy jest to warte spinania się bardziej niż Eldoka po usłyszeniu słowa " freestyle".*

Krok 2: " Hejtujesz"!


Każdy kto lubi co innego niż ty- jest hejterem. Każdy kto ma inne zdanie- jest hejterem. Każdy kto po latach zbudował sobie inny światopogląd- jest hejterem.
Napisałeś o czymś negatywną opinię? Jesteś hejterem! Powiedziałeś, że nie jara cię Dawid Kwiatkowski? Jesteś hejterem! Nie przepadasz za schabowym z ziemniaczkami? Ty draniu, jak można tak hejtować ziemniaczki? Co one ci zrobiły?!
Kim jesteś? Jesteś hejterem.

Krok 3: " Zazdrościsz!"


Oczywiście jak już jesteś hejterem to nie możesz nim być tak sobie. Na pewno u podstaw twojej nienawiści do schabowego z ziemniaczkami, leży jakaś uraza, najlepiej z dzieciństwa. Podczas internetowej kłótni twój przeciwnik będzie tak miły, że przeanalizuje dokładnie twoją psychikę i poda ci genezę twojego hejterstwa- ty zwyczajnie zazdrościsz! 
Krytykujesz Biebera? Zazdrościsz mu sławy! Nawet jeżeli jesteś dosyć nieśmiałym gościem, przeraża cię wizja występu przed większą publicznością a w podstawówce mama co roku musiała wypisywać ci usprawiedliwienie dlaczego nie wystąpisz na szkolnych jasełkach.
Krytykujesz nową stylizację blogerki? Zazdrościsz jej ubrań! Krytykujesz " Magiel towarzyski"? Zazdrościsz im własnego programu w telewizji. Wygodnych foteli. Klimatyzacji w studiu. Łoewa.

Krok 4: Pojedźmy na wycieczkę.


Przeciętny internauta podczas wymiany zdań bardzo lubi pozwolić sobie na wycieczki osobiste. W końcu mamy wakacje, najlepszy czas na podróże! Nagle temat o którym dyskutujecie nie jest istotny, wsiadamy do wehikułu czasu i skaczemy sobie kilka lat wstecz, żeby wyciągnąć najciekawsze smaczki z życia drugiej osoby. Nie tym razem, bejbe. Jestę blogerę. I tak o tym kiedyś napiszę.

Krok 5: Pomoc


Na szczęście osoba, która jeszcze dwie minuty wcześniej mieszała nas z błotem, teraz wyciąga do nas radośnie rękę- niczym politycy w przeddzień wyborów- i postanawia nam pomóc. Możemy być pewni, że usłyszymy zaraz radę, dzięki której nasze życie od razu zmieni się na lepsze, ptaszki będą ćwierkały jakby głośniej a robotnicy za oknem będą jakby ciszej napierdalali młotem pneumatycznym.
Rada ta koniecznie odnosi się do przyszłości, zaczynając się od " Zajmij się lepiej...".
 I tak usłyszymy życzliwą prośbę o poświęcenie więcej czasu samemu sobie ( " Weź się kurwa sobą zajmij!"), dostaniemy nowy pakiet pomysłów na bloga ( " O sobie se kurwa pisz!")  oraz szczegółową analizę naszych predyspozycji zawodowych (" Już byś kurwa lepiej rowy kopał niż pisał te pierdoły na blogu!"). Ci życzliwi internauci!



Nie wiem kiedy społeczeństwo dorośnie nam na tyle, żeby zrozumieć, że:
1. Czytanie ze zrozumieniem nie zabija.
2. Jak krytykuję to mi się nie podoba. A jak mi się nie podoba to znaczy, że NIE zazdroszczę. Jeżeli krytykuję aborcję to nie marzę w głębi duszy o szybkiej " skrobance". Serio.
3.Wywlekanie moich spraw osobistych naprawdę nie sprawi, że się załamie. True story. Będąc taką dziwną istotą jak bloger, prawdopodobnie siądę, opiszę je sama i zgarnę swoje lajki. Życie.

No to zapraszam jutro na notkę, w której zhejtuję samą siebie. Bo przecież sobie zazdroszczę. To musi być zajebiście fajnie być taką Szi.**



_____________________________________________________________________
* Lubimy Eldo. Żeby nie było, że nie. Problem polega na tym, że dystans do siebie też lubimy.
** Takie ładne zakończenie miało być a tu zawiało schizofrenią :D

Krótka historia o Pedałach.


 Byli ze sobą około roku. Ona- panienka z domu, gdzie hajs to nie problem, przy dramatach niektórych o jej nawet nie wspomnę*. Lubiła kupować nowe ciuchy, jarała się wysokimi szpilkami, chociaż idę o zakład, że nigdy nie zainteresowała się modą i nie umiałaby wymienić nawet dziesięciu projektantów. Nie, nie była szafiarką*. Miała faceta. Sama wybierała mu ubrania, wiecie, spodnie-rurki, obcisłe koszule i muszka- bez żadnego podtekstu w kierunku Korwin- Mikkego.
 Dzisiaj randkuje z jakimś typem z bloków. Taki stereotypowy chłop- na tyłku dresy, na nogach shoxy, w ustach skręt a we krwi alkohol. Dzisiaj ona śmieje się ze swojego byłego, szydzi, że wygląda " jak pedał" w ubraniach, które nie tak dawno sama mu dobierała.
 Puenta? Chyba brak. Tyle tylko, że jakoś ostatnio, myśląc o niej, czuję tylko niesmak. Ciekawe czy jej były ma tak samo.


* Siemasz, Zioło.
* W ogóle to czy tylko dla mnie " szafiarka" brzmi jak jakaś wstydliwa choroba weneryczna? Już to widzę: spotkanie dwojga kumpli przy piwku i dialog:
- Stary, złapałem ostatnio szafiarkę
- Kuuuuurwa. Współczuję.

Chcę go!


To nie było zauroczenie od pierwszego spojrzenia. Takich jak on spotykałam już parę razy ale tym razem sytuacja wyglądała całkiem inaczej. To było jak grom z jasnego nieba. Byłam w szoku jak Brazylia po spotkaniu z Niemcami, jak twoja pralka po użyciu nowego Calgonu, jak nimfomanka, która zorientowała się, że ilość mężczyzn na świecie jest ograniczona.
 Pierwszy raz zapragnęłam go tak bardzo. Nie wiem jak to możliwe ale z dnia na dzień wpadłam po uszy. To musi być miłość. Imponuje mi jego wygląd, kręcą wrażenia jakich potrafi dostarczyć. Wiem, że z takimi jak On trzeba umieć się obchodzić, że na naukę tego będę musiała poświęcić sporo czasu.
 Kiedyś tacy jak on nawet mnie nie interesowali. Teraz oglądam się za nimi na ulicy i chociaż wiem, że minie jeszcze sporo czasu zanim nawiążemy bliższą znajomość, to już wiem, że kiedyś jeden z nich będzie tylko mój.

Cholera, kupię sobie kiedyś motocykl.

Ci ludzie w twoim życiu- wiesz, że to ty ich wybrałeś?



Te, porozmawiajmy o tych wszystkich ludziach zbędnych w twoim życiu.
 Porozmawiajmy o tym miłym facecie z którym spotykasz się od jakiegoś czasu, w sumie niespecjalnie iskrzy między wami ale to dobry chłopak. Chociaż nie macie właściwie żadnych wspólnych tematów do rozmów a każda randka jest równie wciągająca co oglądanie Koła Fortuny, to już przyzwyczaiłaś się do wiecznego milczenia. Nie jest taki zły, nie pije za dużo, nie spotyka się z innymi, przecież mogło być gorzej.
 Porozmawiajmy o tym z którym randkowałaś wcześniej, kompletnie cię nie kręcił, właściwie to całkiem cię odrzucał. Delikatnie mówiąc to facetem z reklamy Axe to on nie był. Po prostu brakowało chemii ale przecież wygląd to nie wszystko, mogłaś dać mu szansę. Przecież mogło być gorzej.
 Porozmawiajmy o tej twojej przyjaciółce, która nigdy nie umie cię wysłuchać, właściwie to masz wrażenie, że wszystkie jej myśli orbitują tylko wokół jej samej ale przecież to przyjaciółka, zżyłyście się a że ma gdzieś twoje problemy to no ten... mogło być gorzej.

Widzisz, cały problem polega na tym, że to ty ich wybrałaś. Co więcej, każdego dnia wybierasz ludzi, którzy cię otaczają.

 Pijesz poranną kawkę, odpalasz Fejsa i zostajesz zasypana gradem pretensji od faceta o to, że zakończyłaś poprzednią rozmowę bez pożegnania. Pewnie, że możesz się tłumaczyć. Tak samo możesz popluskać się radośnie w szambie a nie wykąpać pod prysznicem, co kto lubi. Naprawdę chcesz przejmować się tymi wyrzutami? Naprawdę chcesz w swoim życiu kogoś kto potrafi zepsuć ci humor z powodu takiej głupoty? Chcesz, tłumaczysz się. Twój wybór.
 Jesz obiad, dzwoni telefon. Koleżanka pyta się czy do niej wpadniesz. Wiesz która, ta, co tak strasznie przynudza. Właściwie to porównując spotkanie z nią i zbieranie znaczków, okazuje się nagle, że filatelistyka to szalenie pasjonujące zajęcie. Możesz do niej pojechać. Jedziesz. Twój wybór.
  Wieczorem siedzicie razem z koleżanką, chłopaka z którym się spotykasz jakoś ugłaskałaś, już się nie gniewa, chociaż przecież nie miał o co. Oglądacie razem film w którym jakaś parka śmiga razem na motorze po mieście, w środku nocy. Przełączacie kanał w telewizorze. Na następnym programie inna grupka ludzi planuje podróż życia, autostopem. Koleżanka mocno przynudza i tylko w półśnie spowodowanym jej gadaniem, słyszysz zza okna śmiech i żywą rozmowę przechodzących nieopodal zakochanych. To mogłaś być ty. Mogłaś w tym momencie, roześmiana jeździć nocą po mieście jak dziewczyna z telewizji albo kreślić na mapie trasę wymarzonej podróży albo spotykać się z kimś z kim możesz dyskutować do rana, z przerwami na szybkie ściąganie z siebie ubrań. Ale to nie jesteś ty. Wybrałaś.

Każdego dnia wybierasz z kim spędzisz ten dzień. A na te dni jest limit, nie żyjesz wiecznie. Mi zajęło dziewiętnaście lat, żeby to do mnie dotarło. I nie zmarnowałam chociaż tego wieczoru. A ty?


______________________________

Po przeczytaniu postu zapoznaj się z przyciskiem " lajk", widniejącym poniżej lub skontaktuj się ze stroną główną bloga w celu znalezienia równie zajebistych tekstów.





Syndrom Golluma


Generalnie niektóre kobiety są jak Gollum. Dostaną pierścionek i już im odbija.

Żeby zdiagnozować u kobiety Syndrom Golluma wystarczy wejść na jej fejsbukową tablicę i przejrzeć kilka ostatnich postów. Okazuje się, że facet po ślubie nie ma już imienia. Po co mu. Teraz jest Mężem. No więc czytamy, że " Oglądamy filmik z moim mężem", " Hehe jak mój mąż zobaczy twój komentarz to będzie zły", " Mój mąż uwielbia tą sukienkę", " Mój mąż lubi papier toaletowy z identycznym wzorkiem #porozumienie_dusz". Mąż już nie ma imienia. Jeszcze parę dni temu był Krzyśkiem, Szymonem, Patrykiem... teraz nie. Teraz jest Mężem, nawet kiedy Posiadaczka Męża rozmawia o nim z jego kumplem/bratem/ojcem, który doskonale wie o ich ślubie.

Wiadomo, że miłość dodaje skrzydeł #Always ale chyba zabiera rozum. Teraz kiedy Posiadaczka Męża coś skomentuje to również w kontekście swojego partnera od matrymonialnego cyrografu.
W sieci pojawia się ogłoszenie faceta, poszukującego drugiej połówki? " JA MAM MĘŻA ale powodzenia!". Tak jakby zamieszczający te ogłoszenie zrobił to po to, żeby dowiedzieć się o twoim statusie matrymonialnym.
Ktoś szuka nagich modelek do teledysku? " Moje ciało ogląda TYLKO MÓJ MĄŻ". Tak jakby zamieszczający te ogłoszenie zrobił to po to, żeby dowiedzieć się o twoim statusie matrymonialnym
Pojawia się nagranie z Mundialu? " Oglądaliśmy ten mecz Z MOIM MĘŻEM". Tak jakby zamieszczający ten filmik zrobił to po to, żeby dowiedzieć się o twoim statusie matrymonialnym.

Właściwie nie przeszkadza mi to jakoś specjalnie, na takiej samej zasadzie jak nie przeszkadza mi setne zaproszenie do nieinteresującego mnie fejsbukowego wydarzenia. Ignoruję.
Posiadaczki Mężów też ignoruję, czekając z rosnącą ciekawością na moment kiedy to ja dostanę swój pierścionek. Póki co mam wrażenie, że jeżeli tak ma to wyglądać to nie dziwie się, że bohaterom " Władcy Pierścieni" chciało się bawić w piesze wycieczki do Mordoru, żeby zniszczyć pierścień. To już niezliczone bandy orków po drodze są lepsze niż wszechobecna postawa: " Mam obrączkę ( MAM MĘŻA!), dziwko!".



Antyporadnik: Jak aplikować na studia?



 Obowiązkowe 30% z matmy ustrzelone, czas wybrać studia i złożyć podanie albo wybrać normalne życie, spakować walizkę i kupić bilet do Drugiej Polski ( biura turystyczne zwykle mylnie nazywają ją Anglią ale nie zwracajcie na to uwagi). My wybieramy pierwszą opcję, będziemy szli na studia. Co teraz?

Krok pierwszy: wybieramy uczelnię.


Nie, serio to najpierw robimy kawę. Dużo kawy. Więcej kawy. Optymalna jej ilość jest wtedy kiedy śmigamy ciut szybciej niż króliczki Duracella. Odpalamy komputer i szukamy ofert uczelni. Obiecujemy sobie, że wybierzemy rozsądnie, analizując wszystkie za i przeciw, staranniej niż rząd dobierał słowa, tłumacząc wyborcom dlaczego afera taśmowa to nie ich wina, tylko tych co nagrywali.
Przeglądamy oferty wszystkich uczelni, cyferki śmigają w naszej głowie, orientujemy się, że nie umiemy podjąć wyboru. Przypadkowo trafiamy na zdjęcie kota, który rezyduje w jednej z wrocławskich uczelni.
Stwierdzamy, że aplikujemy właśnie tam. Kupili nas kotem. Tak działają internety.

Krok drugi: przygotowujemy pracę rekrutacyjną.


Chciało się iść na grafikę to się ma. Dowiadujemy się, że istnieje konkurs w którym można wygrać darmowy rok na uczelni. Jesteśmy Tacy Kreatywni a termin konkursu jest Taki Daleki, że na pewno zdążymy zrobić pracę, która powala na kolana bardziej niż każdy fragment Gry o Tron w którym pojawia się Khaleesi.
O zakończeniu konkursu dowiadujemy się dwa dni przed terminem. Przy okazji orientujemy się, że pozostał nam już tylko tydzień, żeby płacić mniej za rekrutację. Pracy rekrutacyjnej oczywiście też nie mamy zrobionej.
Nie łudźcie się, że to jest przypadek. Tak naprawdę ta sytuacja ma nas idealnie przygotować do pracy grafika. Jeszcze nie przepracowaliśmy ani jednego dnia w zawodzie a już poznaliśmy Magię Dedlajnu.
W ramach oswajania się z programem Coral Draw rysujemy sobie troszkę...


Picasso byłby dumny.

Krok trzeci: Przygotowujemy odpowiednie dokumenty.


I tutaj zaczyna się szaleństwo większe niż podczas pierwszej wizyty blogerki w Primarku. Moja szkoła prowadzi Wirtualną Uczelnię, do której hojnie dostaję login i hasło. Login gubię minutę później. Niektórzy mówią, że jeżeli chcecie coś naprawdę skutecznie schować, zróbcie to na drugiej stronie wyszukiwania w Google. Tam nikt nie zagląda. Równie dobrze możecie dać to mi. Gwarantuję, że umiem skutecznie schować sama przed sobą wszystko, co mogłoby mi się kiedyś przydać.
Żeby aplikować na uczelnię potrzeba jednego egzemplarza ankiety osobowej, dwóch egzemplarzy umowy, czterech załączników do niej, trzech zdjęć legitymacyjnych, jednego egzemplarza pracy rekrutacyjnej, zgranego na płytę i sporej ilości kofeiny we krwi, żeby to wszystko ogarnąć.
Żeby lepiej się zorganizować, zapisujemy sobie całość w punktach, na karteczce. Z karteczką postępujemy analogicznie jak z loginem...

Krok czwarty: Zaniesienie dokumentów na pocztę.


A także- skserowanie dowodu, zakup płytki cd, przegranie odpowiednich rzeczy na płytkę cd, pomodlenie się do Dowolnego Boga, Który Akurat Słucha o cierpliwość itd.
Idziemy do ksera. W kserze orientujemy się, że nie mamy ze sobą oryginału świadectwa maturalnego. Wracamy się po świadectwo maturalne. Idziemy na pocztę. Na poczcie orientujemy się, że nie skserowaliśmy połowy dokumentów. Wracamy się do ksera...
Gdybym posiadała Endomondo moje trasy wyglądałyby prawdopodobnie tak:



Niestety nie ma na co liczyć, z moim telefonem z ironiczną ikonką Game w menu. Game, bo gra jest tylko jedna. To i tak o jeden więcej niż liczba pikseli w aparacie. Wspominałam już, że nie ma aparatu?

Wracając do biegania po mieście, przebija ono każdy zestaw ćwiczeń z Chodakowską. Serio. Powinna odkupić ode mnie prawa autorskie i wypuścić cykl morderczych treningów o chwytliwej nazwie " Turbo Killer w Plenerze: Załatwianie Spraw Na mieście, W Stylu Szi".


Krok piąty: Odpoczynek.


Wracamy do domu, po drodze przypominając sobie o wszystkim czego zapomnieliśmy dołączyć do podania. Robimy kawę i siadamy, żeby odpocząć. Tydzień później sprawdzamy wyniki rekrutacji na Wirtualnej Uczelni... No nie. Nie sprawdzamy. Login.
Może poinformują nas telepatycznie.



Podobało się? Udostępnianie nie boli! :)

Co on miał na myśli?


Nic tak nie działa na własne kłopoty jak potaplanie się chwilę w cudzych. U mnie to już dawno przekroczyło granice taplania, wręcz tarzam się w czyichś problemach jak świnka w bajorku, zapominając o tym, że po wyjściu z błotka, czeka na mnie mój własny chlew. A gdzie można znaleźć najwięcej cudzych problemów, pozwalających od razu zapomnieć o swoich? Ano na Wizażu.

Dla niewtajemniczonych- Wizaż to babski portal, gdzie można na przykład dowiedzieć się o tym czy dany kosmetyk będzie dla ciebie dobry i warto go kupić. O, na przykład tak:
- Mam niskoporowate włosy, skłonne do obciążania ale przesuszone końcówki. Mogę kupić ten szampon?
- Chuj wie, każde włosy reagują inaczej
- Dziękuje za pomoc moje drogie Wizażanki*, lecę do Rossmana xoxo

Dobra, wulgarny i nieśmieszny żarcik prowadzącej na dzisiaj mamy już z głowy, to teraz na poważnie. Wizaż sama chwalę i polecam ale nie o tym dzisiaj będzie. Otóż na tym portalu istnieje forum a na nim dział Intymnie, który stanowi istny skarb dla kogoś kto byłby zainteresowany pisaniem pracy magisterskiej na temat " Kobieta w relacjach damsko- męskich: cienka granica pomiędzy naiwnością a klinicznym przypadkiem głupoty". W sumie wszystkie babskie fora tak działają.

Dziewczyny na forum radzą się siebie nawzajem co zrobić z facetem, który zerwał nagle kontakt, z takim z którym miało się przygodny seks ale nagle się ulotnił, z takim, który mówi, że nie chce związku i z takim, który mówi, że chce związku a wolne chwile spędza trenując rzut banknotem do stanika striptizerki.

Otóż, uwaga, dzisiaj odkryjemy tajemnice mężczyzn, dotrzemy do tego co naprawdę skrywają w swoich umysłach, co naprawdę oznaczają ich tajemnicze zachowania...

Przykład nr. 1

Mówi, że cię nie chce. To znaczy, że cię nie chce.

Przykład nr. 2.

Mówi, że nie dojrzał jeszcze do związku. To znaczy, że nie dojrzał.  Albo cię nie chce.

Przykład nr. 3.

Mówił, że zadzwoni i od tygodnia nie daje znaku życia, w sumie nie chcesz być natrętna, zadzwoniłaś do niego dzisiaj tylko piętnaście razy...  To znaczy, żebyś odłożyła wreszcie ten telefon. On cię nie chce. I prawdopodobnie właśnie jest w trakcie przeprowadzki na inny kontynent po tym jak zobaczył spis połączeń nieodebranych. 


Dobra, robi się lekko nudno, co? To może skrótowo: jeśli facetowi zależy to będziesz to widziała. Wiesz, telefony, propozycje spotkań, opuszczona klapa w toalecie**, kiedy pierwszy raz u niego nocujesz... Jeżeli żeby rozszyfrować czy jemu zależy, musisz radzić się stada obcych dziewczyn na forum o kosmetykach to hmmm... mam dla ciebie złą wiadomość.


_______________________________

* Brzmi jak sekta, co?
** Przypominam o pojęciu takim jak " Ironia". Nie, tego się nie hoduje w ogródku

To skomplikowane.



 Mieszkamy ze sobą już dwa lata. To całkiem sporo czasu, zwłaszcza w tym wieku... rozumiesz Marysia, On jest sporo młodszy ode mnie. Wiem, że przede mną pomieszkiwał u mojej koleżanki. Właściwie to ciężko to nazwać " pomieszkiwaniem", prawie wcale nie wychodzili z łóżka. Mówiła, że uwielbia, kiedy wieczorami mruczy jej do ucha te wszystkie słodkie bzdury.Potem mnie z Nim poznała. Niski brunet, zawsze w czarnym garniturze i pod krawatem. Taki trochę typ Barneya z " Jak poznałem waszą matkę". Spojrzał na mnie tymi wielkimi, brązowymi oczami i od razu wiedziałam, że pragnę żeby był już tylko mój. Rok później u mnie zamieszkał...

 Nie, Marysiu, na początku nie myślałam, że jest w stanie mnie skrzywdzić. Przecież Trojanie też cieszyli się z nowego konika przed bramą. Na początku była sielanka. Codziennie gotowałam Mu obiadki albo biegałam do sklepu po Jego ulubione dania. Właściwie to do teraz go utrzymuję, On chyba nie jest typem, który sam na siebie zarabia. Rozumiesz, On jest stworzony do wyższych celów, potrafi wylegiwać się całymi dniami w łóżku, pewnie rozmyśla wtedy na jakieś filozoficzne tematy, wiesz- czy istnieje życie na Księżycu, czy piwo z tyłu lodówki w supermarkecie naprawdę jest chłodniejsze, czy kiedyś na meczu Polski zaśpiewamy coś innego niż " Nic się nie stałoooo"... Wracając do Niego... Wieczorami zawsze zasypialiśmy razem, wtuleni. Uwielbiał leżeć przytulony do moich piersi, kiedy ja leniwie głaskałam go po głowie. Było nam tak dobrze.

 Teraz wiem, że karma wraca i to nie tylko wtedy, kiedy twój pies zwymiotuje ci na dywan całym opakowaniem nowego Royal Canin. Nigdy nie powinnam zabierać Go Magdzie. Ostatnio On coraz częściej szwenda się poza domem. Widzę, że chodzi do sąsiadki. Czasami ona woła Go głośno a ja udaję, że nie słyszę, z wściekłości zagryzając wargi. Oczami wyobraźni już wyobrażam sobie jak zasypia wtulony w jej spory biust, jak to ona delikatnie głaszcze Go po głowie, jak szepcze Mu do ucha i podaje śniadania.

 Wiesz, wczoraj już nie wytrzymałam. Znowu szedł do niej. Wybiegłam za nim na ulicę, wołając. Popatrzył się tylko ironicznie i się odwrócił. Zaczynam przyzwyczajać się do myśli, że już zawsze będzie chodził własnymi drogami a ja muszę przyzwyczaić się do Tej Drugiej. Nic dziwnego, że podoba się kobietom, przecież jest taki przystojny... Czekaj, zaraz, mam chyba jego zdjęcie przy sobie. No spójrz, prawda, że jest piękny?

Żyję w trójkącie.


Czas akcji: ostatni rok. Główni bohaterowie? Ja, od pół roku szczęśliwa posiadaczka statusu "wolny" na Facebooku. Pan X.- mój były, rozeszliśmy się w zgodzie, bez większych łez i dramatów. Panna Y.- obecna kobieta Pana X. I gdyby na tym kończyła się obsada tego filmu, mielibyśmy całkiem przyjemną bajeczkę, w której ja spokojnie realizuję swoje plany, zapomniawszy o Panu X. a oni żyją razem długo i szczęśliwie. Ale w obsadzie występuje jeszcze całe stado postaci dramatycznych- Wspólni Znajomi.

Wspólni Znajomi, którzy pozostają jako pamiątka po związku mogą być zwykłymi, sympatycznymi ludźmi, którym przybijesz pione na ulicy a czasem ustawicie się nawet na piwko. Niestety mi życie zazwyczaj daje wersje alternatywną. Nawet najnormalniejsi ludzie po dowiedzeniu się o moim rozstaniu nagle mają potrzebę informować mnie o wszelkich poczynaniach Pana X. Śledzą go z czujnością godną dziennikarzy Super Expressu a ja na bieżąco otrzymuję niechciane newsy- gdzie jechał autobusem, gdzie był na imprezie, że ma nową dziewczynę...

I tu dochodzimy do sedna. Nie wiem kto ludziom wytłumaczył, że jeśli Pan X. jest obecnie z Panną Y. to ja automatycznie muszę pałać do niej gorącą nienawiścią i codziennie przed snem snuć słodkie marzenia o zrzuceniu napalmu na jej dom. Otóż, suprise- ona jest mi obojętna. A skoro jest mi obojętna to nie przychodź do mnie, żeby ją ocenić. " Jemu jest z nią źle", " Podobno strasznie się awanturuje", " Wiesz co ostatnio się stało? Ona..."- Nie wiem i nie chcę wiedzieć! Może od razu wydrukujmy jej dyplom, gdzie ocenimy ją w dziesięciu kategoriach od gustu muzycznego po preferencje seksualne. Już widzę jego wręczenie:
- Przepraszam, jestem tylko Wspólną Znajomą Twojego Faceta i Agi, nie wiem nic o waszym życiu ale stwierdzam, że nie zasługujesz na Pana X., oblałaś egzaminy, wypierdalaj.

Podsumowując- jak się rozstali to dajcie im spokój. Jak on ma teraz nową to też dajcie im spokój. I nie obrabiajcie ludziom tyłków za plecami, bo jeszcze karma wróci i zostaniecie takim blogerem, wylewającym swoje frustracje na Blogspocie. Jak ja. Amen.

Nigdy nie byłam patriotką.




Lato.

Było lato zeszłego roku. Słońce grzało mocno a młodzież całymi stadami okupywała rzeszowskie bulwary, nawet nie próbując się kryć z trzymanymi w ręce butelkami zimnego piwa. Też tam byłam, dzierżąc w dłoni swoją butelkę i rozmyślając nad tym co dalej. Mój pomysł na życie, tak jak większości znajomych sprowadzał się do magicznego JakośToBędzie, z przewagą " jakoś". A żeby było " jakoś" trzeba wyjechać. To przecież oczywiste, ten kraj jest do bani, nic mnie tu nie trzyma, patriotką nie jestem, trzeba sobie jakoś radzić. Znajomy wyjechał, całe lato będzie zapieprzał fizycznie ale wróci z ładną opalenizną i niezłą sumką na koncie. Wróci, oczywiście, tylko po resztę rzeczy i wyjedzie znowu. Kiedyś spotkam się z nim zagranicą. Przecież każdy opowiada jaka to bajka, studiów nie trzeba robić, praca sama się znajdzie, to nic, że fizyczna, ważne, żeby hajs się zgadzał. Ambicje? Po co ambicje. Pełny portfel w zupełności mi wystarczy. Wyjadę.


Jesień.


Była jesień zeszłego roku. Słońce grzało już coraz słabiej, młodzież dalej opijała- tym razem początek roku szkolnego- a ja zaczynałam klasę maturalną. Ambicje niestety nie umarły, chociaż wielokrotnie próbowałam je dobić. Pojawił się pomysł na kompromis- zrobię studia ale zagranicą. Wertowałam oferty uczelni, przywożone mi z Anglii przez siostrę. Studiowanie w Polsce nawet nie przychodziło mi przez myśl. Przecież tu nie ma pracy a nawet jak będzie to podatki pochłoną cały zarobek. Przecież będzie mi ciężko a ja lubię jak jest wygodnie. Przecież studia w Polsce nic nie gwarantują. Przecież ten kraj jest chory- każdy tak mówi, czemu mam twierdzić inaczej? Facet w Polsce, potem mąż, rodzina? To samo można mieć zagranicą. Każdemu poznanemu chłopakowi powtarzałam, że wyjeżdżam. Że za pół roku mnie nie będzie. Zrobię tam studia, założę rodzinę. Są ambicje? Są. Pełny portfel? Też będzie. A tęsknota za krajem? Za jakim krajem, nie jestem patriotką...

Zima.


Była zima zeszłego roku. O grzejącym słońcu można już było tylko sobie pomarzyć, tak samo jak o zimnym piwku w plenerze. Stałam w nocy przed domem, ubrana w mocno ekstrawagancki zestaw- klapki, krótkie spodenki i puchową kurtkę. W ustach papieros. Marzłam jak diabli, było nie zaczynać palić! Tupiąc z zimna różowymi klapeczkami, zastanawiałam się nad tym jak to będzie kiedy wyjadę. Jak to będzie na codzień, czy w ogóle będę łapała to co do mnie mówią na studiach, przecież nikt nie będzie przerywał wykładu, bo jedna uczennica nie zrozumiała jakiegoś zwrotu po angielsku. Myślałam jak będą wyglądały moje kontakty z innymi, że cała moja błyskotliwość pójdzie się delikatnie mówiąc paść, bo zanim poznam dobrze język, będę skazana tylko na uśmiechanie się z nadzieją, że nikt nie widzi, że nie nadążam za szybszą konwersacją. Myślałam nad moją siostrą, która coraz częściej zapomina polskich słówek, przyzwyczajona do obcego języka i nad mamą, która zostanie sama w Polsce. Wróciłam do domu zmarznięta i poirytowana. Włączyłam starego laptopa, kliknęłam ikonkę Google Chrom, zalogowałam się na Facebooka. Na tablicy wyskoczył mi fanpejdż grubego kota- rezydenta jednej z polskich uczelni. Z ciekawości zobaczyłam kilka zdjęć futrzaka, potem szkoły, potem sprawdziłam kierunki studiów. Fakt, mieli kota a jak wiadomo kotem idzie dużo zdziałać- wie to każdy kto był kiedyś w internetach. Fakt, kształcili w zawodzie, który pozwalałby mi jednocześnie sporo zarabiać i nie znienawidzić poniedziałków. Właściwie to w zawodzie, który bardzo mnie jarał. Który dawał jakieś perspektywy. Ale to jeszcze nie był powód żeby zostać. Wytłumaczyłam sobie, że to tylko złudzenie. Ten kraj nie ma perspektyw. Nie zostanę tu tylko dla fajnych studiów i kota, wylegującego się przed uczelnią. Nawet nie jestem patriotką.

Wiosna.


Słońce znowu grzało mocno a maturzyści z powrotem oblegali rzeszowskie bulwary, pijąc piwko i śmiejąc się z czekających ich egzaminów
- Boisz się?- zapytałam znajomego, jednocześnie szukając w torebce zapalniczki.
- Czego mam się bać? Zdam to wyjadę, nie zdam to też wyjadę.
- Nigdy nie myślałeś żeby zostać?
- Dziewczyno, tu nie ma po co zostawać!

Nie było, dla nich nie było. To nie oni zimą ze strachem wysłali krótkiego smsa- " Nie wyjade. Chcę zostać Polsce". To nie oni podczas weekendu majowego tłukli się sześć godzin Polskim Busem do Wrocławia, żeby zobaczyć swoją przyszłą uczelnie. To nie oni teraz siedzą całymi dniami, próbując dowiedzieć się jak najwięcej o swojej przyszłej branży, jeszcze przed studiami. To nie oni przesiedzieli godziny w internecie, oglądając na Youtubie wszelkie możliwe debaty polityczne a potem trzęsącymi się rekami zaznaczyli swój krzyżyk na wyborach do Europarlamentu. To nie oni postanowili zostać i coś zmienić.

Nie krytykuję tych co wyjechali- są różne sytuacje życiowe. Nie wiem czy mój głos na wyborach cokolwiek zmienił, czy zrobi to moje pozostanie tutaj. Nie wiem czy po pięciu latach studiów nie będę sama przeklinać siebie za podjętą decyzję a moje przywiązanie do Polski nie będę nazywać syndromem sztokholmskim. Nie wiem czy sama nie spakuję walizki za parę lat.

Ale wiem, że żałowałabym gdybym spakowała ją teraz. Chociaż zawsze mówiłam sobie, że nie jestem patriotką.

Wakacje za free!

Matura lub sesja już zdana a jeżeli nawet to nie to bez spiny, są drugie terminy. Zaczynają się wakacje i najwyższy czas wyluzować. Co zrobić jeśli jednak portfel świeci pustkami a my chcielibyśmy spędzić przyjemnie wieczór z drugą połówką lub znajomymi (...i drugą połówką %)? No problemo, senior!




Kino samochodowe.


...czyli coś czego zawsze zazdrościłam Amerykanom! Klimat takich miejsc musi być naprawdę niezwykły a do tego dzięki mojej wrodzonej niechęci do ludzi, mocno doceniam, że od reszty widzów oddziela mnie kilka centymetrów blachy i nikt nie będzie ciamkał mi popcornem nad uchem ;) Do kina samochodowego można wybrać się w Warszawie a więcej info poczytać na ich Facebooku- klik!


Kino plenerowe.


Opcja tylko ciut mniej klimatyczna od kina samochodowego. Dobry pomysł na studencką randkę, kiedy pod koniec pieniędzy zostaje jeszcze dużo miesiąca a z chęcią spędziłoby się wolny wieczór z koleżanką z roku. Z kina plenerowego można będzie skorzystać we Wrocławiu, na Wyspie Słodowej. Kiedy dokładnie? Po więcej informacji można klikać O TU.


fot. Tadeusz Poźniak

Fontanna multimedialna.


Rzeszowska klasyka, którą trudno przegapić, z racji, że pokazy odbywają się codziennie.Rozrywka z gatunku tych, na które można wybrać się z drugą połówką, nawet po całym dniu pracy w Tesco- w przeciwieństwie do klubów i barów nie wymaga ani aktywności fizycznej ani rozmowy. Wystarczy monotonne wpatrywanie się w jeden punkt, jakim jest fontanna. Przy odrobinie szczęścia można zagwarantować sobie nawet kilka minut snu;) Z tego co kojarzę tą atrakcję można spotkać także we Wrocławiu.



Stand up.


Kolejna darmowa atrakcja do spotkania w Warszawie. Po wpisaniu w wyszukiwarkę " stand up" Ciocia Wikipedia informuje mnie, że stand up to " komediowa forma artystyczna w postaci monologu przed publicznością" a ja informuje was, że gdybym była w Wwa to bym poszła, bo prawdopodobnie warto...a na pewno nie zaszkodzi sprawdzić co Panowie potrafią. ŁAPCIE więcej info.


Koncerty za free.




Bardzo często w okresie letnim miasta organizują darmowe koncerty w okolicach rynku. Wystarczy śledzić na bieżąco portal informujący o ciekawych wydarzeniach w twojej okolicy. Dla świeżo upieczonych absolwentów liceum szczególnie polecam wydrukować sobie spis wszystkich koncertów i poświęcić część najdłuższych wakacji w waszym życiu na stopniowe odhaczanie z listy każdej imprezy. To chyba najlepszy okres na poszerzanie swojego gustu muzycznego o nowe gatunki i zespoły. Have fun!