Masz dwadzieścia pare lat, może trochę mniej, może ciut więcej. Mieszkanie wynajmowane albo własne, w pakiecie z kredytem. Masz psa, kota, dziecko. A może tylko upierdliwego współlokatora, który rano podkrada Ci mleko do kawy? Masz pracę, może w sporej korporacji, gdzie wszyscy pomału rośniecie na drugiego Steve'a Jobsa, podlewani codzienną dawką obowiązków, nawożeni biurokracją. Masz możliwości. Masz przed sobą całe życie. I tylko nie masz jednego. Nie masz wątpliwości.
Wierzysz w tą swoją religię. A może jesteś ateistą i wierzysz, że Boga nie ma? Nie czytasz o tym książek, nie myślisz na ten temat, siedząc wieczorem przed domem- tylko ty, papieros w ręce i nieskończenie wiele gwiazd nad głową. Nie przejmujesz się. Zazdroszczę ci.
Plotkujesz z koleżankami. W dłoni zimne piwo z sokiem, w ręce Marlboro light, na ustach oprócz czerwonej szminki- oskarżenia. Winna ma na imię Anka. Popełnione przestępstwo? Szósty facet w tym miesiącu. Wyrok? Lincz publiczny. Chłosta słowna- " suka", "szmata", "kurwa". Karę należy powtórzyć codziennie. Uświadomić każdego jaka z niej dziwka. Nie myślisz o tym, że A ma prawo do życia własnym życiem, że jej faceci to jej sprawa, że trafia na beznadziejnych gości a w przeciwieństwie do ciebie, potrafi zostawić ich zanim zrobią jej krzywdę. Nie myślisz o tym, że Anka dopiero co wyplątała się z patologicznego związku, że potrzebuje odetchnąć, pobawić się. Nie myślisz o niczym. Jesteś przekonana, że postępujesz słusznie. Nie masz wątpliwości. Zazdroszczę ci.
Pijesz poranną kawę, przeglądasz internetową dyskusję, postanawiasz wziąć w niej udział. Piszesz swoje dwa zdania. Ktoś odpisuje. Piszesz znowu. Wiesz, że masz rację. Nigdy nie przyszło ci do głowy, że gdybyś chwilę pomyślał, mógłbyś bez problemu obalić własną teorię a na jej gruzach zbudować nową. I ją też obalić. Myślę o tym często, w swojej głowie obalam jedną tezę za drugą, patrzę jak ścigają się niczym odbicia w dwóch, ustawionych naprzeciwko siebie lustrach. Myślę, że skoro mogę przekonać samą siebie do wszystkiego i do wszystkiego samą siebie zniechęcić, to nigdy nie dojdę do prawdy.
Za dużo myślę. Każdy mi to mówi ale jeszcze nie udało mi się znaleźć tego magicznego przycisku " off" z tyłu głowy. Więc myślę dalej. Kłócę się sama ze sobą, czekając aż wywiozą mnie stąd w gustownym białym kaftanie, do miejsca gdzie klamki w drzwiach są już luksusem.
Ty tak nie masz. Nie masz wątpliwości. Zazdroszczę ci.